10
kwietnia 2010 r.
Amelia bała się bardzo. Cały czas chodziła nerwowo po pokoju. Nie
wybaczyłaby sobie gdyby Zbyszkowi stała się jakakolwiek krzywda z jej powodu.
Aleks był zdolny do wszystkiego. Oprócz niej w mieszkaniu był Michał, który
zobowiązał zawieźć się dziewczynę w wyznaczone miejsce. Magda oraz Natalia
również jej towarzyszyły. Sosnowska nie była zachwycona obecnością tej
pierwszej. Usilnie próbowała dodzwonić się do Aleksa aby ten dał jej
porozmawiać ze Zbyszkiem, ale wyłączył nie tylko swój telefon, ale i komórkę
Bartmana. Michał i Natalia próbowali ją przekonać do powiadomienia o wszystkim
policji, ale fizjoterapeutka uparcie odmawiała. Tłumaczyła się dobrem i
zdrowiem siatkarza. Bała się, że widok policji doprowadzi Aleksa do
wściekłości, a tym samym wzrośnie zagrożenie życia Zibiego. Czas dłużył się jej
niemiłosiernie. Minuty wlekły się jak nigdy dotąd. Walizkę już dawno spakowała
– tuż po rozmowie z Aleksem. Musiała zrobić coś czego oczekiwał od niej
mężczyzna, którego nie darzyła ani jednym pozytywnym uczuciem. Nienawidziła go.
Bała się tego człowieka. Czuła, że jakby ktoś postawił ją pod ścianą i
przystawił pistolet do skroni. Każdy ruch wiązał się z utratą życia. Gdy
decydowała się na wyjazd ze swoim oprawcą w Bełchatowie przy żywym Zbyszku
zostawiała swoje serce. Gdyby z kolei zdecydowała się na wciągnięcie w to
wszystko policji to ściągnęłaby na Bartmana poważne niebezpieczeństwo, a nawet
i śmierć. Wybierając pierwszą opcję miała świadomość i pewność, że Bartman
będzie żył. Co prawda będzie żył u boku innej kobiety, ale będzie dalej
rozwijał swoją karierę siatkarską i z czasem o niej zapomni. Myśl, że inna będzie
miała możliwość dotykania go, rozmawiania i wspierania go w ciężkich chwilach
raniła jej serce jak ostry nóż.
Z lekkim poczuciem wstydu uświadomiła sobie, jak dobrze zna jego usta,
jak głęboko wyryły się te miejsca w jej sercu i pamięci, do których wracała,
gdy na nią nie patrzył.*
- Jesteś pewna, że mamy nie wzywać policji? – spytała Natalia.
- Tak – powiedziała Amelia. – Życie Zbyszka jest najważniejsze –
dodała.
- Nie bądź hipokrytką. Gdyby było dla ciebie najważniejsze czyjekolwiek
życie to z nikim byś nie była – wtrąciła swoje trzy gorsze Magda.
- Och, zamknij się. Nie wtrącaj się w sprawy, o których nie masz
najmniejszego pojęcia i które wcale cię nie dotyczą – powiedziała Amelia.
Magda
działała brunetce na nerwy, dokładnie tak samo jak czerwona płachta na byka.
Patrzyła na nią z wyższością i przekonaniem, że to wszystko jej wina. Sosnowska
od dawna podejrzewała, że Magdzie podoba się Zbyszek, ale dopóki był z nią nie
było możliwości zdobycia go, ponieważ mężczyzna dawał jej do zrozumienia, że
nie jest nią zainteresowany. Amelii przeszło nawet przez myśl, że może z tą
całą sytuacją ma coś wspólnego panna Bąkiewicz. Szybko jednak pozbyła się tego
pomysłu, bo nie chciało jej się wierzyć, że Magda chciałaby się jej pozbyć w
ten sposób. To było nielogiczne, bo przecież życie przyjmującego było
zagrożone. Jednak jej zachowanie nie należało do normalnych. Była
najspokojniejsza z całej czwórki. Nawet Natalia była blada, przerażona i
nerwowo skubała skórki. Michał z kolei wyżywał się na kartce papieru, która
najpierw cała kolorowa, a gdy nie było już wolnego kawałka przestrzeni do
zamalowania, Bąkiewicz po prostu zaczął ją drzeć na małe kawałeczki.
Oczywiście, że o całą sytuację obwiniał Amelię, ale w odróżnieniu od swojej
siostry nie czynił jej wyrzutów tylko starał się wspierać. Każde nie potrzebne
słowo czy nie potrzebny gest mogły doprowadzić do jakiegoś błędu, którego
konsekwencje mogły być opłakane. Michał wolał, żeby zarówno Zbyszek jak i
Amelia wrócili cali i zdrowi do domu i do tego była potrzebna interwencja
policji, na którą nie wyrażała zgody Amelia. Nie mogli dojść do porozumienia, a
trzęsąca się na całym ciele fizjoterapeutka wołała o pomoc lekarza.
Do widzenia, mój niedoszły ukochany,
Do widzenia, pozbawiony nadziei śnie...
Staram się o tobie nie myśleć.
Czy nie mógłbyś po prostu pozwolić mi...być?**
W
końcu wybiła godzina wyjazdu. Cała czwórka wyszła bez słowa z mieszkania i
wsiadła do samochodu. Amelia była blada, roztrzęsiona i spięta, ale na twarzy
miała wyraz zdecydowania i nie chciała słyszeć o jakiejkolwiek zmianie planu.
Dla niej najważniejsze było uratowanie Zbyszka i tylko to się liczyło. Chciała
już mieć pewność, że Zbyszek jest bezpieczny w mieszkaniu przyjaciela. Miała
wrażenie, że wszystkie światła w Bełchatowie uwzięły się na nich, ponieważ za
każdym razem gdy dojeżdżali do skrzyżowania zapalało się czerwone światło. Nikt
nic nie mówił, ale atmosfera była tak ciężka i gęsta, że dałoby się powiesić
siekierę w powietrzu i nie spadłaby. Amelia czuła na sobie wściekłe spojrzenie
Magdy, ale kompletnie nie zwracała na to uwagi.
- Gdy tam dojedziemy tylko ja wysiądę z auta. Nie zgodzę się odjechać z
Aleksem dopóki Zbyszek nie będzie z wami. Nie wiem co się będzie działo, ale
policję możecie wezwać dopiero gdy ja już będę z Aleksem, a Zbyszek z wami –
powiedziała Amelia opanowanym głosem.
- Czyli mamy wezwać policję, tak? – Bąkiewicz, pytał się tylko dla
pewności, bo kompletnie pogubiły go usłyszane przed chwilą słowa Amelii.
Jeszcze pięćdziesiąt minut temu nie chciała słyszeć o żadnej policji.
- Tak. Możecie wezwać, ale dopiero gdy będziecie pewni, że wam nic nie
grozi. O mnie nie musicie się martwić. To wy musicie być pewni, że jesteś
bezpieczni. Ludzie Aleksa nie cofną się przed niczym – powiedziała Amelia. – To
tutaj, zatrzymaj się – stwierdziła gdy zauważyła ubranego na czarno mężczyznę,
który stał przed opuszczoną willą.
- Jesteś pewna, że to tu? – spytała Natalia,
rozglądając się dyskretnie.
- Tak – odpowiedziała i wysiadła z auta. Bała
się, ale wiedziała, że musi ten strach ukryć głęboko.
Nie mogę iść nad ocean,
Nie mogę jeździć nocą po ulicach,
Nie mogę zbudzić się rankiem
bez ciebie w moich myślach.**
- Punktualnie jak zawsze – powiedział
mężczyzna i uśmiechnął się bezczelnie.
- Gdzie Zbyszek? Chcę go zobaczyć.
- Nie stawiaj warunków. Masz iść do stojącego
tam dalej czarnego auta – powiedział, wskazując ręką kierunek.
- Nie pójdę tam dopóki nie zobaczę, że Zbyszek
jest cały i nie będę pewna, że odjedzie stąd bezpiecznie.
- Nie pyskuj – mężczyzna załapał ją za ramię.
- Puść mnie. Dzwoń do swojego szefa i przekaż
mu moje warunki. Powiedziałam, żebyś mnie puścił.
Mężczyzna puścił ją i wyjął telefon z
czarnej kurtki. Wystukał numer telefonu i odbył krótką rozmowę ze swoim szefem.
- Chce go zobaczyć.
-…
- Powiedziała, że
dalej nie pójdzie.
-…
- Zrozumiałem – powiedział sługus Aleksa i
rozłączył się, by zwrócić się do Amelii. – Masz iść do tej rudery i go
wyprowadzić. Weź sobie lepiej kogoś do pomocy. Ale nie tego co kieruje.
Kobieta skinęła głową na znak, że
zrozumiała. Otworzyła drzwi przy, których siedziała Natalia i powiedziała:
-
Chodź. Pomożesz mi wyprowadzić Zbyszka.
-
Pójdę z… - Michał już chciał otwierać drzwi, gdy w mgnieniu oka był przy nich
już mężczyzna w czerni i uniemożliwiał ich otworzenie.
-
Chodź Natalia – powtórzyła i ruszyły w stronę opuszczonego domu.
-
Tylko bez sztuczek, bo ten samochód spłonie.
-
Bydlaki – powiedziała szeptem Natalia.
-
Żebyś wiedziała – zgodziła się Amelia.
Dom
był w opłakanym stanie. Sprawiał wrażenie, że za chwilę się zawali. Ostrożnie
przekroczyły próg i stawiając krok za krokiem zaczęły szukać Zbyszka. Gdy
Amelia była przekonana, że nie widać ich w oknie wychodzącym na ulicę szepnęła
kilka zdań Natalii, która na znak zgody pokiwała głową. Były zupełnie nie
uzbrojone i gdyby byli tu ukryci ludzie z bronią oraz poleceniem ich zabicia,
zginęłyby na miejscu. Serce Amelii biło jak szalone. W głowie miała tylko jedną
myśl, żeby zaleźć Zbyszka całego i zdrowego. Nie chciała dopuszczać do siebie
myśli, że on może już nie żyć. Miała ochotę kaszleć, ponieważ kurz drażnił ją.
W końcu jednak znalazły drzwi, które prowadziły do piwnicy i było to jedyne
miejsce, którego jeszcze nie sprawdziły. Schody nie wyglądały. Miała poważne
wątpliwości czy wytrzymają ciężar jej ciała i Natalii. Ostrożnie zaczęły
schodzić. Na podłodze leżał Zbyszek. Amelia zeskoczyła z trzech ostatnich
schodów i pobiegła do niego. Był nieprzytomny.
-
Zbyszek! Zbyszek, obudź się – wołała i sprawdzała czy nie ma żadnych ran
postrzałowych. Nie był pobity. Miał kilka ran, które musiały zostać zrobione
podczas porwania z mieszkania. Puls był wyczuwalny, a oddech równomierny. W
końcu siatkarz otworzył oczy. Po twarzy fizjoterapeutki spłynęły łzy.
-
Żyjesz – powiedziała i przytuliła się do niego.
-
Co ty tu ro…ro…robisz? – spytał słabym głosem.
-
Musimy cię…
-
Wyprowadzamy cie. Wszystko dobrze się skończyło – powiedziała Amelia. – Aleks został
zatrzymany – Amelia musiała kłamać i dlatego przerwała Natalii. Była pewna, że
gdyby Zbyszek poznał prawdę, nigdy by się na o nie zgodził. – Możesz wstać? –
spytała.
-
Chyba mam złamaną nogę – odpowiedział.
-
Skurwiele – wyszeptała Amelia. – Natalia pomóż mi.
Obie kobiety z wielkim trudem
podniosły siatkarza. Nie mógł stać na prawej nodze dlatego, żeby wyjść z
budynku musiał podpierać się o dziewczyny. Najdłużej pokonywali schody. Natalia
obawiała się, że nie uda im się wejść na górę, bo schody się zawalą. Jednak dotarli
cało na górę i stopniowo pokonywali każdy metr, który dzielił Amelię od
wiecznej niewoli. Brunetka cały czas mówiła do Zbyszka, że wszystko już się
kończy, że zakwilę będą w domu i odpoczną. Miała wrażenie, że wierzył w każde
jej sowo. Chciała żeby tak było, bo gdy pozna prawdę łatwiej mu będzie ją
znienawidzić. Wiedziała, że jej miejsce przy jego boku zajmie Magda. Nie od
razu, ale w końcu dopnie swego. Pokonywanie drogi z prawie nieprzytomnym
Zbyszkiem, nie było łatwe. Musiały włożyć w to całe swoje siły. W końcu jednak
wyszli z domu i pokonywali drogę do bramy, przy której stał jeden z ludzi
Aleksa, a drugi blokował drzwi Bąkiewicza.
-
Co oni tu robią?
-
Nie ważne – powiedziała fizjoterapeutka i uśmiechnęła się sztucznie.
Magda
otworzyła drzwi i pomogła wciągnąć Zbyszka do auta. Nie wiedzieli jakie miał
obrażenia wewnętrzne, ale nie mieli też czasu żeby się nad tym zastanawiać. Musieli
działać szybko, bo w każdej chwili Aleks i jego kompani mogli stracić
cierpliwość. Położyli Zbyszka na tylnym siedzeniu z głową na kolanach Magdy. To
nie był już jednak problem Amelii. Wiedziała, że to koniec jakiejkolwiek więzi.
-
Amelia – zawołał Zbyszek.
-
Zaraz wsiądę – powiedziała i podeszła do mężczyzny, który blokował drzwi
Bąkiewicza, a którego nie zauważył Zbyszek. – Odsuń się. Muszę porozmawiać z
kierowcą – powiedziała do mężczyzny.
-
Tylko bez numerów. Otwórz okno – powiedział facet.
-
Michał musisz odjechać jak najszybciej. Bez żadnej zwłoki. Nie zamykaj nawet
okna – mówiła tak cicho, żeby słyszał tylko siatkarz.
-
Nie szeptać!
-
Milcz – powiedziała Amelia donośnie.
-
Ale…
-
Bez żadnego ale. Bajka się skończyła – powiedziała Amelia i odsunęła się od
auta. Spojrzała ostatni raz na Zbyszka, który musiał stracić przytomność,
ponieważ Magda próbowała go ocucić. – Jedź – powiedziała stanowczo, gdy z
bagażnika wyjęła torbę i została odsunięta przez mężczyznę w czerni, a Michał
odjechał z piskiem opon.
-
Do tamtego auta – powiedział.
Z
lekkimi oporami Amelia ruszyła w stronę, którą jej kazał. Modliła się, żeby
Natalia zdążyła powiadomić policję tak jak to omówiły w trakcie poszukiwań
Zbyszka w domu. To była jedyna osoba, której mogła ufać. Właśnie dlatego szła
wolno. Mimo, że każdy krok powodował, iż jej nadzieja malała to jednak
wierzyła, że uda się to zakończyć inaczej. Gdy miała wsiadać do auta policji
dalej nie było. W końcu została wepchnięte do czarnego audi.
Nie
można tak po prostu uwolnić się od własnej przeszłości***
-
Zapomnij o nim – usłyszała.
*Paullina Simons
**A
Fine Frenzy – „Almost Lover”
***Ysabelle Lacamp
Ilość rozdziałów: 17
Ilość stron: 106
Ilość słów: 33 527
***
Witajcie!
Macie prawo kompletnie tego rozdziału nie czytać i nie komentować.
Macie również prawo do olania mnie po prostu za tak długą nieobecność.
Jednak nim podejmiecie jakąkolwiek decyzję może przeczytacie co mam Wam do powiedzenia?
Otóż minione sześć miesięcy, a w zasadzie rok, w którym raz byłam a raz nie to była istna karuzela szczęścia i pecha w jednym. Zawirowania w życiu prywatnym, a także nieuleczona tęsknota, która dalej żyje nie pomagają.
Jednak najważniejszym zadaniem ostatnich sześciu miesięcy była moja praca licencjacka i jej obrona. Wymagała ona ode mnie wiele pracy, a w międzyczasie działo się tak dużo, że nawet nie wiem kiedy minął ten czas. Żeby móc się obronić musiałam zdawać wcześniej egzaminy i część wykładowców robiła wcześniejsze terminy, zmniejszała zakres materiału, za co po prostu im dziękuję. Bywali jednak wredni doktorzy, którzy na zawsze zapadną mi w pamięć - szkoda tylko, że ze strony negatywnej. Jednak koniec końców w miniony wtorek, uzyskałam tytuł Licencjata (co za dureń to wymyślił to ja nie wiem) i po woli wracam do tego wszystkiego co zostawiłam. Z każdym dniem będę nadrabiała Wasze blogi, ale pozwólcie, że zacznę robić to dopiero jutro, dziś jeszcze troszkę się polenię.
To jest ostatni rozdział na tym blogu. Miało być ich jeszcze trzy, ale doszłam do wniosku, że popsułabym historię nie potrzebnymi wątkami i przeskokami w czasie. Ciężko mi się rozstać z tą historią, ponieważ od niej zaczęło się tak wiele zmieniać w moim życiu jeśli chodzi o siatkówkę i miłość do tego sportu. Zaliczyłam mały etap w pewnym portalu sportowym, przeprowadziłam kilka dobrych wywiadów, poznałam masę świetnych ludzi, widziałam na żywo człowieka, który sprawił, że pokochałam ten sport czyli Ivana.
Stało się wiele, ale czas to zakończyć i przygotowywać się do kolejnej przygody życia jakim są studia magisterskie oraz 4,5 miesięczny wyjazd do Maceraty na początku przyszłego roku.
Widzimy się na innych moich blogach, o ile będziecie chcieli je czytać ;).
Całuję i zapewniam, że bardzo za Wami tęskniłam, Waszymi komentarzami oraz Waszymi opowiadaniami, do których wrócę z czystą przyjemnością.
Zawsze Wasza,
Lady Spark