sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 13 – „Biały puch zasypał wszystko wokół coraz krótsze dni, czasu mniej do zmroku.**”


[Verba – „Ten czas”]
23 grudzień 2010 r.
            Amelia po wyznaniu prawdy Zbyszkowi czuła się o wiele lepiej. Między nimi zniknął mur, którym była przeszłość kobiety. Bartman spędzał każdą wolną chwilę w jej mieszkaniu. Nie chciał jej zostawić samej ani na moment. Z opowieści dziewczyny wywnioskował, że Aleks nie odpuścił mimo, że od dłuższego czasu nie pokazywał się w pobliżu jej mieszkania. Na dzień przed wigilią Bożego Narodzenia Zbigniew wrócił do swojego domu w Bełchatowie aby spakować walizkę i wrócić na kilka dni do Warszawy. Amelia podobnie jak każde poprzednie święta po śmierci Marka zamierzała spędzić sama. Nie mówiła o tym Zbyszkowi, żeby przypadkiem nie wpadł na pomysł zostania na ten magiczny czas z nią. Doskonale wiedziała że Bartman jest bardzo związany z rodziną i nie mógł się doczekać kiedy znowu zobaczy rodziców i siostrę która na co dzień mieszkała w Paryżu.
            Sosnkowska siedziała w kuchni i piła herbatę gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła do przedpokoju, aby je otworzyć. W progu ujrzała Zbyszka, którego czarne włosy ozdobione były białymi płatkami śniegu, które spadły na nie przez krótką drogę z auta do mieszkania Amelii.
- A ty nie w drodze do Warszawy? – spytała zdziwiona, wpuszczając go do środka.
- No, przyjechałem po ciebie i jedziemy – odpowiedział.
- Nigdzie z tobą nie jadę.
- Nie mówiłem ci, że biorę cię ze sobą?
- Mówiłeś.
            Faktycznie wspominał jej coś o tym ale nie wzięła tego na serio. Uważała to bardziej za próbę rozpalenia w niej złudnej nadziei którą by zawiódł jadąc sam – dlatego nie spakowała swoich rzeczy.
- To czemu się nie spakowałaś? Sądziłaś, że pozwolę ci samej spędzić święta?
- Nie chce, żebyś brał mnie ze sobą z litości.
- Jakiej litości? Chcę żebyś poznała moją rodzinę i razem ze mną spędziła te święta. To źle?
- Zbyszek za wcześnie jest na poznanie twojej rodziny. To będzie dla nich szok.
- Ami, albo ty się spakujesz sama, albo ja to zrobię za ciebie – zagroził Bartman.
- Nie odważysz się – powiedziała.
- A chcesz się przekonać?
- Nie.
- To idź się spakuj.
- Zbyszek, ale…
- Amelia możesz przestać wynajdywać problemy? Kocham cię i czy spodoba się mojej rodzinie twoja przeszłość i ty sama nie będzie miało to wpływu na moje uczucie dla ciebie – powiedział i pocałował ją w czoło, a następnie spojrzał w brązowe oczy kobiety.
            To było dla niej bardzo trudne. Jeszcze nikt z wyjątkiem Marka nie okazał jej tyle miłości. Zbyszek na każdym kroku okazywał jej swojej uczucie. Nie było momentu, w którym nie czułaby tego, że jest dla niego ważna to było coś wyjątkowego i Amelii ciężko było się do tego przyzwyczaić, cały czas pamiętała o Aleksie. Może była to paranoja, ale ona znała tego człowieka i wiedziała, że dopóki policja go nie złapie ona nie będzie miała spokoju. To nie był człowiek, który poddawał się gdy widział, że nie ma szans. Jednak Zbyszek się go nie bał i tym samym podejście próbował zarazić Amelię, bo chciał żeby uśmiechała się częściej. Jej uśmiech zawsze rozświetlał każde pomieszczenie w którym się znajdowała.
- […] uśmiech […] jest dla ludzi szczęśliwych.
- I tu się mylisz Bo właśnie uśmiech daje szczęście […]. Spróbuj się uśmiechnąć to zobaczysz.*
- No jak idziesz się spakować?
- Zbyszek to bez sensu.
- No to idę cię spakować – powiedział i ruszył w stronę sypialni Amelii.
- Dobra. Wygrałeś – brunetka skapitulowała dla własnego dobra.
            Nigdy nie powierzyła pakowania swoich rzeczy na jakikolwiek wyjazd żadnemu mężczyźnie. Zwłaszcza na wizytę u rodziców. Nie chciała mieć tylko samych spódniczek. Wolała już sama wybrać ubrania. Spakowała najpierw kosmetyki, potem kilka bluzek, ciepłych swetrów, spodnie i bieliznę. Na to wszystko potrzebowała tylko pół godziny. Była pełna obaw co do szalonego pomysłu Zbyszka. Znali się kilka miesięcy i to był zbyt krótki okres czasu żeby poznawać rodziców Bartmana. Obawiała się reakcji na jej przeszłość. Było dla niej jasne, że nie obejdzie się bez lawiny pytań o rodziców, przeszłość, wykształcenie. Bała się tego. Strach ją paraliżował, ale Zbyszek od kiedy usłyszał prawdę wydawał się być szczęśliwy. To ją zaskoczyło. Nie spodziewała się takiej reakcji i tego wszystkiego co robił. Kochała go i to nie ulegało wątpliwości. Był jej potrzebny jak tlen. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa którego tak potrzebowała.
- Ami jesteś gotowa? – usłyszała głos Zbyszka.
- Tak – miała nadzieję, że nie usłyszy niepewności w jej głosie.
- Mała – podszedł do niej i objął ją od tyłu. – Nie bój się. Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić, nawet własnej rodzinie. Będzie dobrze w ten magiczny czas – powiedział.
To jest czas,
kiedy wszystko jest łatwiejsze.
To jest czas,
który nazywamy szczęściem.
Słodki czas,
kiedy mocniej bije serce.
To jest czas,
piękny czas, lepszy czas.**
            Amelia ledwo usiadła na siedzeniu pasażera w aucie, a na kolana wskoczyła jej mała włochata kulka, którą był Bobik. Kobieta natychmiast zaczęła głaskać psa który ułożył się wygodnie na jej nogach. Zbyszek po schowaniu walizki do bagażnika wsiadł za kierownicę samochodu i ruszyła z piskiem opon. Sosnkowska pokręciła tylko z dezaprobatą głową i dalej głaskała Bobika, któremu bardzo to odpowiadało.
            Śnieg nie przestawał padać. Wszystko zaczynało ginąć pod warstwą białego puchu. Zima była wyjątkową porą roku. Temperatura oscylowała w granicach zerach a nawet nie wahała się spaść niżej.  Mrozy były nie do zniesienia, ale gdy tylko białe płatki zaczynały spadać z nieba wszyscy lżej znosili ujemne temperatury. Jakby śnieg dodawał wszystkim ciepła, kiedy było wręcz odwrotnie. Ale na tym właśnie polegała jego magia i urok, któremu każdy ulegał, bo przecież nikt nie potrafiłby pogardzić śniegiem w święta Bożego Narodzenia czy też w Sylwestra. Mijali kolejne miasta, których nazw nie pamiętała. Im bliżej byli Warszawy tym szybciej biło serce Amelii. Stawała się coraz bardziej zdenerwowana. Nie wiedziała czego się spodziewać.. i bała się znowu przeżywać historię swojego życia. Od ostatniej spowiedzi minęło kilka godzin, a ona dalej czuła ją w swojej psychice. Do tej pory nie odzyskała równowagi jaką posiadała przed rozmową z Bartmanem. Do tego potrzeba było czasu. Zerknęła na Zbyszka, który nie spuszczał wzroku z drogi nie zamienili słowa podczas podróży. Cieszyła się, że nie próbował jej przekonywać, że będzie dobrze. Ona wiedziała, że nie zostanie zbyt przyjaźnie przyjęta. Jego rodzice musieli by być bardzo tolerancyjnymi ludźmi, żeby zaakceptować partnerkę syna z taką przeszłością. Zibi kilka razy opowiadał o swoich rodzicach, którzy nie zawsze popierali jego wybory. Głównie dlatego zdecydował się po powrocie do Polski nie grać w stołecznym klubie. Wolał wybrać ofertę z Bełchatowa, gdzie od początku był skazany na ozdabianie ławki rezerwowych. Z czasem udało mu się wejść do pierwszej szóstki. Udowodnił, że może być zawodnikiem z najwyższej światowej półki. Zdarzały mu się nadal słabsze fragmenty gry, ale starał się.
            W końcu dojechali na miejsce. W Warszawie było dużo więcej śniegu niż w Bełchatowie. Amelia gdy wysiadła z auta miała go po kostki. Nie wypuszczając Bobika z ramion niepewnie uśmiechnęła się do Zbyszka, który objął ją ramieniem. Prowadził ją przez odśnieżony chodnik do domu. Zapukał do drzwi i czekali, aż im ktoś otworzy.
To pewnie Zbyszek – usłyszeli głos kobiety.
            Drzwi otworzyła im niewysoka kobieta o czarnych włosach, na których widać było kilka siwych włosów. Zielone oczy Bartman odziedziczył po niej.
- Wchodźcie do środka. Pewnie zmęczeni jesteście. Zaraz zrobię wam herbaty.
- Spokojnie, mamo. Nim zrobisz coś do picia chcę żebyś poznała Amelię. Moją dziewczynę – w jego głosie dało się usłyszeć dumę, gdy wypowiadał ostatnie słowa.
- Dzień dobry. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi przyjechałam.
- Ależ nie przepraszaj. Zbyszek uprzedzał, że przyjedzie z kimś. Chodź do salonu poznasz ojca tego nerwusa. Zbyszek zrób herbaty – pani Bartman szybko zniknęła w innym pomieszczeniu z Amelią.
- Ledwo poznałaś Amelię, a już jest ważniejsza ode mnie – zaśmiał się brunet i zaczął robić coś ciepłego do picia.
            Sosnkowska była zaskoczona takim powitaniem, ale nie miała nadziei na szczęśliwe zakończenie tej wizyty.
Szczęśliwe zakończenie to luksus na jaki może pozwolić sobie fikcja.***
***
[DeSu – „Kto wie czy za rogiem”]
            To było dziwne uczucie gdy wchodził do domu rodziców i nie towarzyszyła mu Blanka znali się tyle lat i od kiedy byli parą wszystkie święta spędzali razem… wszystkie z wyjątkiem tych. To go przerażało. Reakcja najbliższych napawała go strachem. W to Boże Narodzenie w rodzinnym domu Bąkiewiczów mieli zjawić się bracia Michała ze swoimi żonami i dziećmi. Jeszcze nigdy nie czuł się tak upokorzony i zniszczony jako człowiek. Wchodząc do kuchni z salonu dobiegł go roześmiany głos jednej z bratanic. Uśmiechnął się sam do siebie. Uwielbiał córki swoich braci. On był ich ukochanym wujkiem, który pozwalał im na wszystko, a Lucynka i Kasia bezkarnie to wykorzystywały. Wszedł do pomieszczenia, z którego dochodziły odgłosy rozmowy.
- Wujek Michał! – Lucynka od razu zauważyła jak w progu pojawił się wysoki mężczyzna i natychmiast podbiegła do niego, a on wziął ją na ręce.
            Drobna twarz brunetki natychmiast wtuliła się w siatkarza.
- Michał nie usłyszeliśmy jak wchodzisz – powiedziała matka mężczyzny.
- No jak tu zabawa trwa w najlepsze to ja się nie dziwię – zaśmiał się, ale jego śmiech nie był tak naturalny jak kiedyś.
- A gdzie Blanka? – spytał ojciec Michała.
- Nie będzie jej.
- Ale coś jej się stało? Pojechała do rodziców?
- To długa historia, ale zapewniam was, że wszystko z nią w porządku pod względem fizycznym.
- Michał móc co się stało – pani Bąkiewicz zaczynała już tracić cierpliwość.
- Wiola zabierz dziewczynki, dobrze? Są za małe – siatkarz poprosił swoją bratową o wyprowadzenie dzieci z pokoju.
- Jasne. Dziewczęta idziemy do sypialni pobawić się lalkami – powiedziała i zabrała Lucynę oraz Kasię.
            W salonie zostali tylko rodzice Michała, jego młodsza siostra – Magdalena oraz dwaj młodsi bracia – Marek bez żony, bo ta wyszła zająć się młodymi paniami oraz Maciej z Sylwią. Brunet usiadł na wolnym fotelu i westchnął głośno. Czuł na sobie zniecierpliwione spojrzenie członków rodziny. Wiedział, że martwią się o niego i o Blankę. Wziął głęboki wdech i zaczął opowiadać. Wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Nikt mu nie przerywał. Był im za to wdzięczny. Już teraz ciężko było mu o tym mówić, a jeśli by mu przerywali byłoby jeszcze gorzej. Po piętnastu minutach monologu skończył i z niecierpliwością oczekiwał jakiejkolwiek reakcji.
- Synku, ale pierwszy kwietnia nie jest dziś – jako pierwszy głos odzyskała matka mężczyzny.
- Mamo, ale to nie żart. Rozwodzę się z Blanką.
- Jak ona mogła cię tak okłamać? Jak śmiała zapewniać, że będziecie mieć gromadkę dzieci? – Magda Bąkiewicz nie kryła swojego oburzenia.
            Siostra Michała nigdy nie lubiła Blanki. Było wręcz przeciwnie. Tolerowała ją tylko ze względu na uczucia brata. Była skłonna starać się ja polubić podczas tych świąt, bo w końcu nie skrzywdziła Michała i była dobrą żoną. Po wiadomości, którą usłyszała znienawidziła ją jeszcze bardziej niż to możliwe. Dla Magdy jej najstarszy brat był usposobieniem idealnego mężczyzny, który był świetnym kandydatem na męża. Kochał swoją żonę, którą widywał nad wyraz rzadko. Wspierał ją w pracy i był jej wierny mimo miliona pokus w postaci napalonych fanek. A teraz siedział w salonie jak sierotka Marysia i starał się wyglądać, na pogodzonego z losem. Magdalena wiedziała, że tak nie było. Michał cierpiał i szybko nie miało mu to przejść. Podeszła do niego i przytuliła się.
- Jeszcze będziesz ojcem Michaś i to najlepszym na świecie – powiedziała.
Nie jeden z nas czasem robi jakiś błąd.
Czasem się zdarza dwa razy pod rząd.
Ufa tym co nie warci ufania.
Kocha tych, co nie warci kochania. […]
A kto wie czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
Nie obserwują zdarzeń
I nie spełniają marzeń!****
*Eric – Emmanuel Schmitt
**Verba – „Ten czas”
***Trudi Conovan
****DeSu – „Kto wie czy za rogiem”

8 komentarzy:

  1. Uwielbiam tu Zbyszka i bardzo dobrze, że wyciągnął Amelie na święta. Chociaż jestem ciekawa jak będą się układały im relacje z Leonem Bartmanem, moze być ciekawie. Michaaaaa, mogę go pocieszyć, prawda? Powiedz, że mogę ? Nareszcie nowy odcinek :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Amelia chyba nie potrzebnie obawiała się rodziców Zbyszka... przynajmniej jego mama przyjęła ją dobrze, a co do jego ojca to dopiero się okaże... Michał cierpi po rozstaniu z żoną, ale rodzina na pewno go zrozumie i wesprze... czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział:)
    [niezapomniana-przeszlosc]
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Zbyszka opisywanego przez ciebie, jakoś urzeka mnie wtedy magia słów i mam dziwne przekonanie ze Pana Bartman w tym naszych zwykłym świecie również jest taki, tylko to media i jego przeciwnicy przypięli mu taką łatkę jaką ma. Dobrze się stało ze zabrał Ami ze sobą nie wyobrażam sobie ze ona mogłaby zostać na święta sama, niestety im mam więcej lat tym coraz mocniej zdaje sobie sprawę że takich ludzi na świecie jest wiele i to jest przykre. Mama Zibiego przyjęła Amelię bardzo sympatycznie, oby Leon też potraktował ją podobnie, a nie wywinął coś w jego stylu.
    Michał i jego wyznanie, podziwiam za odwagę, ja bym chyba nie potrafiła tak przy całej rodzinie o czymś takim mówić. Widać że ci też z początku nie bardzo wierzyli że to prawda, ale w końcu to do nich dotarło. Bąkiewicz został skrzywdzonym, ale gdzieś to szczęście na niego czeka tego jestem pewna.
    Śnieg w Boże Narodzenie, też tak chcę, niestety od lat nie jest to mi pisane i aura w tym czasie robi się bardzo złośliwa

    OdpowiedzUsuń
  4. Dołączam się do wyżej piszących koleżanek!! Lubię Twojego Zbyszka:). Amelia strasznie się bałą spotkania z jego rodzicami ale mama powitała ją miło. Zobaczymy co będzi emiał do powiedzenia senior Bartman bo zwykle jest przedstawiany w opowiadaniach dość demonicznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Michaś. Tak mi go szkoda. Bo jak jakakolwiek kobieta mogła go skrzywdzić. Toć on jest uosobieniem dobra w każdej postaci.
    No ale Zbyszka to ja uwielbiam w takim wydaniu :) Widać, że kocha on Amelię.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bartman jest wspaniały. Dobrze, że nie zostawił Amelii samej w święta. Jestem ciekawa jak ułoży się ta wizyta. A Michał, skoda mi go... i to bardzo, Z chęcią bym go pocieszyła ;)
    pozdrawiam cieplutko ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ ten Zibi zakochany w Amelii! Uwielbiam go za to co zrobił,ze nie zostawił jej samej w te święta. Ona niepotrzebnie się obawiała,bo jak widać mama Zbyszka to cudowna kobieta. Mam nadzieję,ze ojciec też przyjmie Ami ze spokojem. Biedny Michaś :( Pierwsze święta bez żonyi to tym bardziej kiedy ta sprawa jest tak świeża. Nie dziwię się mu jednak,ze nie chce z nią być po tym wszystkim. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak widać, Zbyszek potrafi zarządzić, ale... Gdy w pobliżu nie ma jego mamy ;p pani domu pełną gębą :) Amelia ma większy stres i strach niż powinna. Przecież Zbyszek nie zostawi jej, bo mu rodzice każą.
    Michał musiał wykrztusić z siebie prawdę przy wszystkich. Dobrze, że w rodzinie ma wsparcie a nie tysiąc bezsensownych rad. Małgosia napawa mnie optymizmem :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń