[Łzy– „Ja, samotna”]
9 październik 2010 r.
Amelia z lekkim uśmiechem na ustach zakończyła
swój pierwszy dzień w pracy. Niestety jej dobry nastrój szybko prysł jak bańka
mydlana. Na dworze rozszalała się prawdziwa ulewa, a dziewczyna nie wzięła ze
sobą parasolki. Wiedziała, że nie zależnie którą drogę do domu wybierze to i
tak przemoknie do ostatniej suchej nitki. Wyszła z budynku i stanęła pod
niewielkim zadaszeniem. Szatynka dalej nie wiedziała co ma robić, a deszcz jak
na złość nie przestawał padać. Dziewczynę mijali kolejni siatkarze, którzy
rzucali jej krótkie ’Cześć’, a Marcin Możdżonek zaproponował jej
nawet transport do domu. Podziękowała mu grzecznie i dalej stała jak kołek, bez
żadnego pomysłu na rozwiązanie tej beznadziejnej sytuacji.
- Ale leje – powiedział
wychodzący z budynku Bartman.
Drzwi
otwierał plecami, ponieważ do kogoś mówił. Wiadomo, że oczu z tyłu głowy nie miał
i uderzył drzwiami w plecy szatynki z taką siłą, że wypchnął ja na ulewę.
Amelia spojrzała na niego z wyrzutem i szybko wróciła pod daszek.
- Ładnie się
tutaj traktuje fizjoterapeutkę – powiedziała dziewczyna
-
Przepraszam. Nie widziałem cię. Nie zrobiłem krzywdy? – spytał
Zbyszek, a Michał Winiarski pokładał się ze śmiechu.
- Jeśli
siniak to krzywda, to i owszem zrobiłeś – odpowiedziała dziewczyna i delikatnie się
uśmiechnęła, gdy zauważyła, że towarzysz Bartmana śmieje się z ich rozmowy.
- Może podwieźć cię do domu? –zaproponował
brunet.
Amelia
rozejrzała się w poszukiwaniu dobrze jej znanego, czarnego Porsche. Stało na
parkingu, a kierowca dokładnie ją obserwował. Blondyn o brązowych oczach.
Wiedziała, że jeśli wsiądzie do auta siatkarza to ściągnie na niego
niepotrzebne kłopoty. Dziewczyna nie zdziwiła się, że była śledzona. Ta
obserwacja towarzyszyła jej od siedemnastego roku życia. Początkowo trochę jej
to przeszkadzało, ale potem się do tego przyzwyczaiła. Po śmierci Marka
zrozumiała, że jeśli nie będzie spotykać się z żadnym mężczyzną to nikomu nic
nie grozi.
- Nie,
dzięki – powiedziała Amelia i nawet nie spojrzała na Zbyszka i Michała, tylko
wbiegła w ścianę deszczu i tym samym zniknęła z pola widzenia siatkarzy, a
czarne Porsche ruszyło jej śladem.
[Anita Lipnicka – „A kiedy tęsknię”]
Amelia
stwierdziła, że skoro i tak jest już cała mokra, to pójdzie na cmentarz. Nie
widziała większej różnicy między pobytem w deszczu przez godzinę, a przebywaniu
w nim przez piętnaście minut, bo i tak była już cała przemoczona. Kupiła bukiet
żółtych tulipanów w kwiaciarni i ruszyła w stronę cmentarza. Ludzie ukrywali
się w sklepach przed ulewą, a Amelia uparcie dalej brnęła do swojego celu. W
końcu dotarła do czarnego pomnika.
Ś.P
Marek
Sosnkowski
ur. 25.08.1984
r.
zm.
15.10.2007 r.
Włożyła do wazonu żółte tulipany, które uwielbiał
Marek. W drugim stały czerwone róże, które zawsze zostawiała jego mama.
Dziewczyna otarła łzę, która spłynęła po jej policzku. Zresztą nie wiedziała
czy to łza czy może też kropla deszczu. Wiedziała, że płacze, ale deszcz
mieszał się ze słoną cieczą. Miała świadomość, że to przez nią zginął jej mąż.
To ona była wszystkiemu winna.
Ludzkie łzy
to z jednej strony wyraz ogromu cierpienia, lecz z drugiej także ulga. Razem z
łzami wypływa cierpienie, by zrobić miejsce na nową kolejną falę bólu*
Ten
wypadek samochodowy, który przez policję został uznany za przypadek, był z jej
powodu. Amelia od samego początku wiedziała, kto za tym stoi, ale nie miała na
to żadnego dowodu. Od trzech lat żyła ze świadomością, że gdyby nie została
żoną Marka, on nadal by żył. Nie było dnia, w którym nie pojawiała się
zdradziecka myśl mówiąca „To twoja wina”. To jedno
zdanie doprowadzało jej psychikę do wyczerpania. Praktycznie wcale się nie
uśmiechała. To poczucie winy i wyrzuty sumienia powodowały, że szatynka
zatracała się w samotności. Były noce kiedy nie spała, a strach i tęsknota za
silnymi ramionami męża osiągały punkt kulminacyjny. Wtedy obawiała się chociaż
na chwilę zamknąć oczy, bo wtedy wiedziała ciało męża po wypadku. Takie ciężkie
noce potrafiły trwać tygodniami, a ona nie umiała tego przerwać. Postanowiła
wrócić do domu. Czarne Porsche dalej podążało jej tropem. Deszcz już zelżał,
ale dalej padał. Długie brązowe włosy przykleiły się do twarzy i szyi
dziewczyny.
W iskierkach
wspomnień grzeje się.
W pamięci
szukam Cię.
A czas
płynie jakby nigdy nic**
Amelia
otwierała właśnie drzwi do kawalerki, w której mieszkała. Wejście do środka
uniemożliwiła jej męska dłoń.
- Aleks –powiedziała
dziewczyna.
- Pięć
punktów za prawidłową odpowiedź. Drugie pięć dostaniesz jak powiesz mi, po co
przyszedłem.
- Grozić mi.
- Oj,
Słonko. I nie dostaniesz pięciu dodatkowych punktów. Przyszedłem, aby
dowiedzieć się czy nie zmieniłaś zdania – powiedział Aleksander.
- A ty dalej
swoje? Kiedy dotrze do ciebie to, że nigdy nie będziemy razem? Kiedy dasz mi
spokój? – Amelia nie patrzyła na swojego towarzysza.
- Amelia,
moja cierpliwość się kończy. Będziesz albo moja albo niczyja – wyszeptał
do jej ucha i odszedł.
Szatynka
weszła do mieszkania i zamknęła drzwi na wszystkie możliwe zamki, jakie tylko
były. Oddychała głęboko, a w jej oczach malowało się przerażenie. Jednak to
było zupełnie inne od tego porannego. Wtedy obawiała się nowej pracy, a teraz
drżała o swoje życie. Do oczu kolejny raz napłynęły łzy, aby po chwili znaleźć
się na jej policzkach. Amelia od kiedy zerwała z Aleksanderem i zauważyła, że z
tego powodu jej znajomi są w kłopotach stała się samotnikiem. W zasadzie była
nim od śmierci męża. Unikała tłumów i zatłoczonych miejsc. Z tego właśnie
powodu nie bardzo podobała się jej perspektywa pracy w drużynie sportowej.
Każdy z chłopaków próbował ją jakoś „rozruszać” w rozmowie, ale dziewczynę coś
stopowało i konwersacja zbytnio się nie kleiła. Czuła się samotna, ale nie
chciała mieć już nikogo więcej na sumieniu.
***
[Myslovitz – „Długość dźwięku samotności”]
10 październik 2010 r.
Następnego
dnia Amelia ruszyła do pracy ubrana już nie w dres, ale dżinsowe spodnie i
zieloną tunikę. Słońce mocno świeciło i ogrzewało swoimi promieniami wszystkich
ludzi. Po wczorajszej ulewie nie było śladu. Bardziej stosowne ubrania do pracy
dziewczyna miała w torbie.
Zbyszek wysiadł właśnie ze swojego
czarnego Mercedesa SLK. Ubrany był w koszulę w niebieską kratę oraz sprane
dżinsy. Na jego nosie widniały okulary przeciwsłoneczne. Z siedzenia pasażera
zabrał torbę z rzeczami na trening. Zamknął samochód i ruszył w stronę wejścia
do hali. Tuż przed nim szła Amelia. Chłopak dogonił ją tuż przed drzwiami i jak
na dżentelmena przystało otworzył je przed kobietą.
- Dziękuję – powiedziała
Amelia i weszła do środka, a następnie udała się do pomieszczenia dla
fizjoterapeutów.
Była
zbyt zamknięta w sobie by powiedzieć coś więcej. Wolała uciekać. W
pomieszczeniu zastała już Wojciecha i Krzysztofa – jej kolegów po fachu. Weszła
do łazienki i przebrała się w trochę luźniejszy strój, a następnie, podobnie
jak dzień wcześniej zaczęła przygotowywać wszystko do tego, aby mogła „składać”
zawodników w jedną całość. Jednak po chwili do pokoju wszedł Jacek Nawrocki.
- Mogę was
prosić na salę?– spytała.
- Tak – cała trójka
fizjoterapeutów odpowiedziała jednocześnie i udała się za trenerem.
Gdy
już wszyscy się zebrali, trener zaczął mówić:
- Pomyślałem
sobie, że dzisiejszy trening będzie trochę inny. Podzielimy się wszyscy, którzy
tu jesteśmy teraz na kilka drużyn. Zupełnie mieszane. Zawodniczy i sztab
szkoleniowy oraz medyczny.
W
sumie wszyscy to przyjęli z entuzjazmem, z wyjątkiem Amelii. Delikatnie i
niepostrzeżenie chciała się wycofać z sali i w zasadzie w tym momencie to
czyniła. Jednak ponieważ była jedyną kobietą w całej drużynie to jej próba
ucieczki szybko została zauważona.
- Amelia, ty
też grasz – powiedział Nawrocki.
- Ale ja nie
umiem.
- Tak? A kto
w CV napisał, że w liceum grał na pozycji rozgrywającej?
- Oni mnie
zmiotą z boiska zagrywką lub atakiem. Dwumetrowe chłopy z siłą słonia. A
dodatkowo ja zawsze psułam zagrywkę – dziewczyna wynajdywała milion powodów, dla
których miałaby nie grać, ale Jacek był nieugięty.
Razem
ze wszystkimi zaczęła trening, a w zasadzie porządną rozgrzewkę. Nie bardzo
podobała jej się perspektywa gry, ponieważ to oznaczało, że będzie musiała
zacząć się komunikować z zawodnikami, a tego wolała za wszelką cenę uniknąć.
Amelia trafiła do drużyny z Wlazłym, Kłosem, Zatorskim, Bartmanem i Winiarskim.
Pozostałe drużyny były już bardziej mieszane, a zdarzyła się nawet taka, w
której był tylko jeden zawodowy siatkarz. Jacek Nawrocki miał swój cel, który
chciał osiągnąć przez ten dość nietypowy trening, który miał być bardziej na zasadzie dobrej zabawy i
rozluźnienia. Pierwszy szkoleniowiec Skry chciał pokazać chłopakom, że aby
wygrywać muszą cieszyć się siatkówką, musi im to sprawiać radość.
Każda
z drużyn dostała kilka dłuższych chwil na ustalenie, kto, na jakiej pozycji
gra. Szatynka słuchała tego, co mówią jej towarzysze. To, że kilka lat temu
grała bardziej amatorsko niż zawodowo w siatkówkę nie ułatwiało jej zadania.
Została postawiona na pozycji rozgrywającej. Właśnie ćwiczyła zagrywkę, która
zgodnie z tym, co mówiła w ogóle jej nie wychodziła.
- Nie
stresuj się tak –powiedział Michał Winiarski i podrzucił piłkę, a następnie uderzył w
nią z całej siły.
Amelia
jeszcze bardziej się zdenerwowała, ale dalej próbowała przebić piłkę na drugą
stronę siatki. Czuła, że robi z siebie pośmiewisko, a dodatkowo kpiący wzrok
Mariusza mówił więcej niż słowa.
- Może
spróbuj z wyskoku? –zaproponował Zbyszek.
- Słucham?
Bartman
wziął od niej piłkę i pokazał, o co mu chodzi.
- Chyba
lepiej będzie jak pójdę do siebie.
- Spróbuj – Zbyszek
podał jej piłkę, a następnie zaczął ją instruować.
Po
kilku próbach, w końcu się jej udało.
- Widzisz,
Mariusz. Po prostu nie potrzebnie ją stresowałeś tym swoim wzrokiem – powiedział
Karol do atakującego.
- Po prostu
uważam, że dziewczyna jest za słaba i ktoś z nas może zrobić jej krzywdę.
Zaczął się mały turniej. Po chłopakach
widać było, że bawią się i sprawia im to radość. Uważali ze swoją siłą,
ponieważ nie zamierzali zrobić nikomu krzywdy. Jacek Nawrocki osiągnął to, co
chciał. Chociaż panowie nie wiedzieli, że taki był zamysł trenera, to ten
trening był dla nich lekki i przyjemny. Jeśli o Amelię
chodzi, to starała się, aby towarzysze byli w miarę zadowoleni z jej gry.
Jednak wiadomo było, że nigdy nie dorówna im w technice, z resztą nawet nie próbowała,
bo gra w siatkówkę nie sprawiała jej przyjemności. Po kilku godzinach gry dzień
na sali dobiegł końca. Zanim ktokolwiek pojechał do domu, wszyscy próbowali
złapać oddech.
Amelia
siedziała wciśnięta między zawodników i popijała wodę.
- Grasz dość
dobrze –powiedział Bąkiewicz, a szatynka spojrzała na niego z lękiem.
- Nie lubię
grać w siatkówkę – stwierdziła cicho.
- Dlaczego?
- Nie
sprawia mi to radości.
- Ale w
liceum trenowałaś –Michał nie ustępował.
- Tak. Na
lekcjach wychowania fizycznego. Nie miałam innego wyjścia.
- To czemu
wpisałaś to w swoje CV?
- Nie
sądziłam, że to obróci się przeciwko mnie.
- W Skrze
nigdy nic niewiadomo – podsumował ich krótką rozmowę Michał.
Dziewczyna
bez żadnego słowa pożegnania wstała i poszła do swojego pomieszczenia, w którym
pracowała. Nie czuła, że musi im mówić, że to przez dom dziecka dostała tę
pracę. A dodatkowo nie chciała czuć na sobie ich spojrzenia pełnego litości.
Czuła się zmęczona, ale nie pod względem fizycznym, a psychicznym. Właśnie dziś
została zmuszona do spędzenia kilku godzin razem z całą drużyną. Musiała w
jakiś sposób od czasu do czasu się z nimi porozumiewać, a to było dla niej duże
wyzwanie. Ona bała się ludzi. Wolała ich unikać. Była samotniczką, a dla wielu,
podczas trwania studiów odludkiem. Nie przeszkadzała jej ta opinia, bo dzięki
temu nikt jej niepotrzebnie nie zawracał głowy. Tylko Marek umiał przedostać
się przez ciężką skorupę niedostępności. On rozpoczął proces, podczas którego
szatynka coraz łatwiej nawiązywała znajomości, ale nie dokończył swego zadania.
Po jego śmierci wszystko wróciło do punktu wyjścia. Znowu zaczęła bać się ludzi
i za wszelką cenę próbowała ich unikać.
*Dorota Terakowska
**Anita Lipnicka – „A kiedy tęsknie”
No wreszcie jest rozdział. :) Rzeczywiście Amelia wydaje się dość skromną i skrytą osobą. Ale mam nadzieje, że mimo jej unikania ludzi drużyna Skry ją rozrusza ;) Tylko nieciekawi mnie postać Aleksa;/ dość podejrzany osobnik..
OdpowiedzUsuńCzekam kochana na nowy rozdział i będę cie o niego męczyć ;D Zaczyna mi się podobać ;) A wiesz że ja jestem niecierpliwa ;*;*
To se maltretuje. Nowy rozdział po sesji. Przykro mi bardzo... No, Aleks nam jeszcze baaaardzo namiesza.
UsuńNie no nastepny rozdział za ponad miesiąc :( ja sie tak nie bawie :(:(:(:(
UsuńTo zabieraj zabawki i do innej piaskownicy idź :P
UsuńDobra sama chciałaś ide do innej piaskownicy pa..
UsuńEhhh... Co ja z Tobą mam?
UsuńNie wiem...
UsuńJa też tego nie wiem...
UsuńNie kochasz siostry..
UsuńNie wkładaj mi w usta słów, których nie powiedziałam...
UsuńDobra, dobra ;*;*
Usuń:*
UsuńJuz nie lubię Aleksa. Ten typ jest taki .... idiotyczny ;D Amelia i jej nieśmiałość . Ehh ... Mam koncepcję ;DD Nwm czy dobra ale cóż sie zobaczy sie. ;d Czekam na kolejny ; )) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo jestem ciekawa tej koncepcji. Mam nadzieję, że jak się tylko wyda, czy poprawna czy nie to mi dasz znać:D. Aleks typ idiotyczny? Po prostu pewny swego :).
Usuńświetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńtobie z łatwością przychodzi pisanie opisów, a mi przeciwnie. Nienawidzę ich, dlatego z reguły u mnie jest ich mało.
A co do nie-jestem-malenka, gdzie zostawiłaś komentarz. Bella miała byc z Zibim, ale zmieniłam zdanie.
Pozdrawiam
Co do opisów to... lata praktyki po prostu:).
UsuńNo to mnie teraz zaskoczyłaś tym faktem, że miała z nim być. Cóż szkoda, że nie jest, ale mały Dawidek ma coś w sobie co mi mówi, że jednak dobrze zrobiłaś.
Jednym słowem cudo :) , tak mnie naszło na refleksję i gdybanie. Hmmmmm Amelia odnosiłam wrażenie ,że znajduję się w takiej sytuacji bez wyjścia.
OdpowiedzUsuńAleks- jest jej prześladowcą tak jakby bo to on jest tą osoba ,która towarzyszy Amelii na każdym kroku...zachowuje się jak mafiozo.....mam dziwne i złe przeczucia zarazem. Dziewczyna ewidentnie się boi,i wie ,że nie może nikomu dać szczęścia , już jeden mężczyzna za to zapłacił....A Zibi wydaję się kandydatem ,przed którym i tak nie ucieknie , on się przecież nie poddaje i nie rezygnuje- tak mnie na przyszłość naszło. No proszę z każdym rozdziałem dowiaduję się o głównej bohaterce coraz więcej. Cudnie.
No, Zibi co prawda nie pojawia się przy Amelii świadomie. On po prostu jest i czasami się odezwie, ale jak podkreślam robi to przypadkiem. Jak na razie nie jest to zachowanie świadome. A co do Aleksa... On tu sporo namiesza.
UsuńMiałam skomentować po powrocie, ale nie byłam w stanie haha. No, ale nie odbiegając od tematu, ja Ci zaraz dam, że nie jesteś w pełni zadowolona z tego co napisałaś. Jest świetnie! Uwielbiam Twoje opisy uczuć, a szczególnie uczuć Amelii i wszystkimi rozterkami które ją targają. A ten Aleks ludzie trzymajcie mnie bo znajdę go i własnoręcznie go wykastruje. Masz szczęście, ze masz sesje, w innym wypadku bym już od teraz zaczęła Cię maltretować o następny odcinek. No i jak czytałam te kilka zdań Bąka to oczywiście już tradycyjnie banan na twarzy od ucha do ucha. Ścikam :*
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam. Mi zawsze coś nie pasuje. Nie wiesz o tym? Jak nie, to już wiesz. Opisy uczuć to jest coś co piszę, bo muszę, ale zawsze mam z tym problem... Nie kastruj Aleksa. On mi będzie jeszcze potrzebny!
UsuńNie zdążyłam skomentować poprzedniej notki, a tu już kolejny się pojawił:) Jak mi jest szkoda Amelii, to jest przykre, że ona jest sama na świecie, a na dodatek jest zastraszana przez tego całego Aleksandra. Nawet nie wiesz jak on mnie wkurzył. Mam nadzieję, że szybko da spokój dla Amelii. Ciekawy pomysł na tą wspólną grę. A Zibi ma ta;ent pedagogiczny, chciałabym mieć takiego pana od WF. Czekam na kolejną notkę. Pozdrawiam ciepło:*
UsuńTea, mnie tak maltretowała. To jej wina :D!. Cóż Amelia nie miała łatwego życia, no i Aleks jeszcze będzie mi potrzebny do opowiadania, więc proszę go nie zabijać!.
UsuńNo i dotarłam i tutaj ;)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, chciałam Ci podziękować za komentarz,pozostawiony na moim blogu, cieszę się,że Ci się spodobał ;))
Hmm Amelia od samego początku, nie ma łatwego życia. Najpierw rodzice zostawili ją pod drzwiami domu dziecka,gdy miała zaledwie tydzień, potem wpadła na tego Alexa, a jeszcze na sam koniec,chyba najgorsze,straciła osobę,którą kochała najbardziej na świecie.
A tak swoją drogą.. ten Alexander to jakiś niespełna rozumu jest.. pies ogrodnika normalnie. W sumie powinien chcieć szczęścia Amelki skoro tak bardzo ją kocha, a nie prześladować ją i powodować tylko tyle,że odcina się ona od ludzi, ponieważ nie chce,żeby komuś stała się jakaś krzywda.
No nic czekam na kolejny i oczywiście mnie informuj ;))
[amor-in-italia]
Pozdrawiam;*
Pies ogrodnika. Cudownie go opisałaś. :D. Dosłownie idealnie. No nie miała łatwego życia, ale nie ukrywajmy są też takie zdarzenia na świecie. Oczywiście będę Cię informować o nowych rozdziałach.
UsuńNo niestety są i to jest smutne strasznie,ale sprawia również,że to opowiadanie,jest takie realne ;)
UsuńCieszy mnie to, że opowiadanie jest realne. Wiadomo literatura rządzi się swoimi prawami, ale jednak odrobina realności nigdy jej nie zaszkodziła :).
Usuńa ja wszędzie muszę docierać z opóźnieniem za co ogromnie przepraszam, ale obiecałam sobie ze przeczytam jak tylko znajdę chwilę i jestem :) nie przepościła bym takie okazji biorąc pod uwagę to ze jednym z głównych bohaterów jest tu Zbyszek,a ja o Zbyszku mogła bym czytać i czytać :)
OdpowiedzUsuńten cały Aleks mi się nie podoba czy on nie potrafi zrozumieć ze Amelia nic do niego nie czuje. Szkoda mi Amelii nie dość ze straciła męża to jeszcze teraz musi unikać ludzi ze względu na ich bezpieczeństwo. Ja sobie nie wyobrażam takiego życia z drugiej strony gdyby moim bliski coś groziło pewnie bym postąpiła tak samo
Chcę ci powiedzieć ze Twój blog na pewno zagości u mnie w linkach a gdybyś miała ochotę to zapraszam do siebie na www.niepoukladane-marzenia.blog.onet.pl lub tutaj www.siatkowka-a-milosc.blog.onet.pl
Jeżeli to nie był by kłopot to bardzo bym prosiła o informacje o notkach na gg to mój nr.8550690
pozdrawiam gorąco
Na pewno zajrzę do Ciebie w wolnej chwili. Słowo. A co do Amelii to dopiero początek tego co ma się zdarzyć.
UsuńNo widzę, pięknie się zaczyna ;) Ciekawe co będzie dalej. Czekam z niecierpliwością ;) Ty to zawsze miałas słabość do szatynów i brunetów :P
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam :D. Do blondynów też była słabość :D.
Usuń